Święta we dwoje (plus jamniki)

 

Ostatnie lata są dość specyficzne i mimo, iż jeszcze nie tak dawno nie wyobrażałem sobie spędzania świąt inaczej niż w licznym rodzinnym gronie, w zeszłym roku po raz pierwszy doceniłem – ba, powiem więcej – my doceniliśmy, a nawet polubiliśmy spędzanie świąt w węższym gronie. I żeby nie było – moja mama tegoroczne święta spędza w sanatorium i do domu wróci właściwie na Sylwestra, a Renatę (moją teściową) zaprosiliśmy do nas, do Warszawy. Ostatecznie wyszło jednak na to, że Święta spędzimy jednak tylko we dwoje, no i plus nasze jamniki. Nie, bynajmniej nie jest nam z tego powodu smutno czy źle. Powiem więcej, takie święta nas chyba bardziej zbliżają. Jeżeli zastanawiasz się jak to możliwe, spieszę z wyjaśnieniem.



Od lat mieszkamy w Warszawie, a nasze rodziny kilkaset kilometrów dalej. Co roku święta to wyprawa oraz zmagania logistyczne. Ale co najgorsze, wyścig z czasem i niewiele odpoczynku. Przed świętami mamy zawsze sporo pracy. Nie tylko związanej z ogarnięciem świąt. Ja mam sporo więcej zamówień na jakieś zdjęcia czy wpisy na firmowe blogi. Więcej też mam zamówień na opisy kosmetyków czy zestawów świątecznych dla różnych firm… Zresztą nie jestem sam i druga połówka też zazwyczaj w tym okresie ma sporo pracy, bo programy, które lubicie oglądać w tv same się nie zrobią i już. A chcecie mieć co oglądać w świątecznej ramówce, czyż nie? Tak więc okres przedświąteczny jest fajny i ja go lubię, ale wymaga on sporo pracy… Zawsze przygotowuję coś w domu i wieziemy to ze sobą do najbliższych – czy to jakieś śledzie, ciasta, czy coś innego… Na miejscu też pomagam w kuchni, i chyba nic w tym dziwnego, w końcu lubię gotować. Dołóżmy do tego podróż z psami, naszymi polskimi pociągami, nie zawsze bezpośrednimi, a często z jakąś przesiadką. I choć dziewczynki są zawsze grzeczne i cierpliwe, to jednak one plus bagaże, a do tego różni ludzie dookoła – ludzie, którzy często spieszą się i nie zwracają na innych uwagi – to dopiero przygoda. No dobrze. Ale na miejscu też każdy by chciał abyśmy mu poświęcili jak najwięcej czasu i uwagi. Bo tak mało mamy czasu w całym roku… A więc Wigilia u siostry, śniadanie u „babci”, świąteczny obiad u cioci… A jeszcze brat, kuzynka, szwagierka i znajomi… Jest przyjemnie i rodzinnie. Ale wraca człowiek po kilku dniach do domu i pada na ryj… o pardon, na twarz.



A święta we dwoje pozwoliły nam odkryć, że jesteśmy jeszcze my w tym wszystkim. Fakt, Wigilia to wcale nie 12 regulaminowych, a wręcz obowiązkowych dań. Ot wystarczy, że zrobię barszczyk, ugotuję kompot i usmażę rybę. Gdybym nie umiał w kuchnię, to myślę, że wystarczyłyby parówki i barszcz z kartonu oraz pierogi ze sklepu. Jeżeli chodzi o sam dom, to aby było nam bardziej świątecznie przygotowaliśmy wspólnie stroik. No taką malutką, nazwijmy to, choinkę. Nie chcę mieć w domu sztucznego drzewka, bo aby była to choć namiastka ekologiczności musiałaby być ona z nami przez dziesięciolecia. Żywa choinka to też nie dla mnie. Z taką w doniczce w sumie nie mam co zrobić, a ścięcie jej całej tylko dla nas to też mi się w głowie nie mieści. Ale lubimy bombki, światełka i zapach świerku i pomarańczy. Więc tak wspólnie przygotowaliśmy świąteczny klimat…



Do wieczerzy zasiądziemy przy stole nakrytym obrusem… Podzielimy się szczęściem i miłością z jamniorami. Im też należy się radość w tych dniach. Obejrzymy pewnie jakiś film. Może jakąś kolejną wersję “Opowieści wigilijnej”? Będziemy mieli czas w końcu tylko i wyłącznie dla siebie. Jesteśmy przecież ciągle młodzi…

A wiecie co jest najfajniejsze w świętach we dwoje? Człowiek nie czuje się przeżarty i zmęczony…


Wesołych Świąt!

Komentarze

Prześlij komentarz

JEŻELI W TREŚCI POSTA NIE PROSZĘ O LINK NIE UMIESZCZAJ GO TAM O ILE ZALEŻY CI NA TYM ŻEBY TWÓJ KOMENTARZ ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY.

Potrafię znaleźć Twojego bloga bez tego.

Popularne posty