Pójdę boso w stronę słońca
Wiosna ustąpiła miejsca latu – nie tylko w
kalendarzu – i właściwie od kilku już dni mamy wakacje. I choć
staram się regularnie przez cały rok dbać o to aby moje stopy nie
zarastały nieprzyjemnym szorstkim i haczącym, na przykład pościel,
naskórkiem to postanowiłem trochę podhodować „żółwika” na
piętach i poeksperymentować ze skarpetkami złuszczającymi. Tyle
się o nich teraz czyta a kupić je można dosłownie wszędzie. Są
i w biedronkach, rosmanach, aptekach i drogeriach. A całą ich masę
znajdziemy w internetach. Cenowo też można wybierać i przebierać
ile dusza zapragnie. Znajdziemy te cuda w cenach zaczynających się
już od bez mała 6zł do takich nawet i w okolicy złotych 100. Aby
dobrze wybrać porównałem listy INCI kilku z nich i są one podobne
– co nie znaczy, że identyczne. Bo nawet zawartość „cukru w
cukrze” może być inna. A na poważnie... czy INCI dokładnie
prawdę Ci powie przeczytasz TU. Tak więc postanowiłem nabyć takie
złuszczające skarpetki nie za tanie ale i nie za drogie. Bo skoro
podobne to po co przepłacać?
Po wnikliwej lekturze kilkudziesięciu aukcji
znalazłem takie, których opakowanie i sprzedawca doskonale
sugerowali, że ich skarpetki mają rozmiar uniwersalny i są idealne
i dla kobiet i mężczyzn. Szkoda, że nie napisali oni tylko, że
chodzi tu o azjatyckich mężczyzn. Bo jak widać małe to oni mają
również i stopy. Ja mam rozmiar 45. Nie jest to może jakaś
przeogromna stopa ale w przypadku tego produktu okazało się, że
mam za duże kajaki. Niestety użytkownik może być zaskoczony bo na
opakowaniu – nie tylko tych skarpetek – też nie znajdzie
informacji, że jak masz za duże stopy to „idź se po ściernisku
pobiegaj może Ci pomoże”. Będąc jeszcze nieświadomy tej
niespodzianki przystąpiłem do zabiegu. Zgodnie z instrukcją:
„Jeżeli chcesz uzyskać lepszy efekt uprzednio wymocz nogi w
ciepłej wodzie, po czym dokładnie wysusz je ręcznikiem” tak też
i ja uczyniłem. Bo skoro to podniesie efektywność to czemu nie?
Gdy już wytarłem namoczone stopy wyciągnąłem z pudełka srebrną
saszetkę, delikatnie ją rozciąłem i bez zastanowienia lecz
zgodnie z instrukcją odciąłem górny brzeg foliowej skarpetki.
Niestety Kopciuszkiem nie jestem no i ten cholerny pantofelek nijak
nie chciał się wpasować na moją nóżkę. Był zdecydowanie za
mały. Jeśliby miał on pomieścić w swoim wnętrzu stopę w
rozmiarze 39 to byłby w sam raz. Na szczęście nie byłem w domu
sam, bo szukanie rozwiązania problemu ze stopą już ufajdaną po
części żelem eksfoliującym mogłoby się skończyć dla mnie
tragicznie. Na szczęście też dość szybko myślę w takich
stresowych sytuacjach oraz mam w domu różne akcesoria, w tym i duże
worki do zabiegów parafinowych, również na stopy. Dla pewności
jeszcze dwie reklamówki z „biedry” i trochę taśmy klejącej.
Polak potrafi! Ostrożnie rozciąłem palce foliowym skarpetkom,
przyłożyłem do stopy (dużo im brakowało do mojej 45-ki ale nic
to), następnie założyłem szybko worek i jeszcze w reklamówkę
jakby worek okazał się zbyt łatwo rozpuszczalny przez specyfik.
Potem jeszcze kilka mocowań z taśmy klejącej i seksowne foliowe
onucki gotowe. Teraz wytrzymaj w tym człowieku 90 minut (średni
czas zalecany przez producenta). Ja jednak (zgodnie z opisem
produktu) wytrzymałem 120 minut, gdyż chciałem zobaczyć ten
lepszy, ponoć mocniejszy efekt. Chodzenie z tym jednak do
przyjemności nie należało. Mokro, trochę zimnawo i cały czas
uczucie bagienka przelewającego się między palcami... i to
chlupotanie. Ale ja twardy jestem i dałem radę. Wypłukałem to co
trzeba, wysuszyłem i nie pozostało mi nic innego jak cierpliwie
czekać 3-5 dni na efekty w postaci ładnie złuszczającego się
naskórka.
Minęło trzy dni, pięć... minął tydzień
(słownie siedem dni) a mnie zaczęło się coś złuszczać na
palcach i... już następnego dnia przestało. Za to to co liczyłem,
że się złuszczy uroczo stwardniało i tyle. Po prysznicu lekko
miękło ale żeby zaczęło złazić no to bym nie powiedział. Mamy
już 12 dni po zabiegu skarpetkowym. Zabieram się właśnie za
pedicure tradycyjnie, po domowemu, moją frezarką. Przecież nie
mogę tak dłużej chodzić, zwłaszcza w klapkach czy japonkach.
Dobrze, że sam sobie umiem to zrobić. Z lenistwa jednak
postanowiłem sobie życie ułatwić. No cóż, nie wyszło.
Jednakowoż pumeks i frezarka dużo lepiej i szybciej niż zwykle
poradziły sobie z zadaniem. Może to zasługa złuszczającego
zabiegu?
Podsumowując. Ponad tydzień czasu wyjęty z
normalnego letnio-wiosennego funkcjonowania – zero klapków bo
wstyd. Pedicure i tak trzeba było zrobić klasycznie, żeby wyglądać
jak człowiek. Za dużo zachodu, za mało pozytywnego efektu i w
dodatku wyrzuciłem w błoto 20zł oraz straciłem kupę czasu. „Nie
warto było, szaleć tak” – parafrazując jedną z rodzimych
wokalistek.
Michał
miałam z L'Biotica podobne skarpetki, tylko u mnie złuszczało się wszystko ze dwa tygodnie, ciągle jakaś skóra mi złazila i już sobie z tym nie radziłam, ciągle coś się łuszczyło, też wstyd w odsloniętych butach było chodzić, w sumie złuszczał się tylko naskórek na palcach i górnej stronie stóp, a pięty jakie były takie zostały, nigdy więcej!
OdpowiedzUsuńMichał, Twoje pozy w tych onucach są niczym z okładki Vogue! Domagam się więcej takich postów bo poplułam monitor ze śmiechu :D
OdpowiedzUsuńJa kiedyś miałam do czynienia z takimi skarpetami i NIGDY WIECEJ. Mi z kolei skóra schodziła płatami i wyglądałam jak jakiś gekon w czasie wylinki...
Ja tez nieźle poćwiczyłam mięśnie brzucha :D Polak potrafi :D Hahaha a te pozy są najlepsze i Marysia przy czytaniu książki, jakbym swe koty widziala :D Ja jednak wole frezarkę zamiast skarpet :D
UsuńMiałam to samo! Końca nie było widać, a to wszystko po skarpetkach z Biedry tych Puredream :-p
UsuńTak, pozy i mnie rozwaliły. :D
UsuńChyba dostałabym zawału, gdybym była w podobnej sytuacji... ale brawa za pomysłowość :)
OdpowiedzUsuńSama nie używałam jeszcze takich skarpetek, bo... mimo chodzenia przez większość roku w ciężkich butach, nie mam potrzeby. Jeśli taka nadejdzie, mocno przemyślę takie skarpetki - ale na te chyba nawet nie spojrzę.
Ja na szczęście z stopami problemów nie mam - zwykłe, domowe pedicure wystarcza :)
OdpowiedzUsuńPomysłowości na pewno nie można Ci odmówić! :D
Te stopy w biedronkowych foliówkach są przeurocze! :D Ja stosowałam dwa rodzaje skarpetek złuszczających: przy pierwszym naskórek zrobił się gumowaty, ale nic się nie złuszczało, a przy drugim (L'Biotica) łuszczyło się, ale nie powiem bym miała skórę bardziej miękką niż po tradycyjnym pedicure. Dużo lepiej u mnie się sprawdzają silikonowe skarpety nawilżające :)
OdpowiedzUsuńZ zazdrością patrzę na te nawilżone łydki :D Już się ucieszyłam, że to skarpetki w męskim rozmiarze i działające, ale niestety :( mój facet dalej musi sobie radzić sam, ja właśnie gubię skórę, ale nie wiedziałam, że to jest aż tak nieprzyjemne.
OdpowiedzUsuńReklamówy (Y), dobra przekonałeś mnie, biorę frezarę ;)
OdpowiedzUsuńJednym słowem, co by nie robił i tak Biedronka rządzi :DDDD piękne pantofelki :D
OdpowiedzUsuńRównież miałam skarpetki z L'Biotica i tak samo cudów nie było. Minął tydzień coś tam schodziło, ale nie wiele. Kiedyś dostałam takie do testów i były niestety dużo droższe i powiem Ci że efekt końcowy był nie niesamowity. Po 4 dnia oczywiście okropnie schodziła skórka i trzeba było chodzić w skarpetka, ale potem. Nóżki jak u dzidziusia.
OdpowiedzUsuńHeheh reklamówki najlepsze. A tak na poważnie to teraz producenci prześcigają się w wymyślaniu kosmetyków do pielegnacji stóp.
OdpowiedzUsuńMiałam skarpety za stówkę i takie sobie. Ale twoje skarpety tfu papucie z biedry są zajebiste :D ha
OdpowiedzUsuń