Często żremy się nawzajem... Zapominając o miejscu na deser
Jakoś
tak ostatnio bierze mnie retro nostalgia czy coś… Jak nie
opowiadam wam o zapiekankach jako smaku dzieciństwa (przeczytasz TU)
to o pączkach i tym, że te na tłusty czwartek wcale nie były
kiedyś takie słodkie i lekkie (tekst znajdziesz TU). Zatem dziś
znów przeniosę nas jakby trochę do końcówki słusznie minionej
epoki, może trochę też do początków innej acz również od kilku
lat minionej, ale jakże barwnej mimo wszystko. Odnoszę takie
wrażenie, że w tamtych właśnie czasach chętniej sięgaliśmy po
tanie, smaczne a jednocześnie efektowne i barwne - galaretki.
Wystarczy niewiele dodatków, na przykład owoce, które zalane
galaretką wyglądają jakby lewitowały w przestworzach. Zaś
poszarpana choćby widelcem czy pokrojona w kostkę galaretka w kilku
kolorach oraz ciut bitej śmietany i bakalii tworzą bajeczny i
świeży deser, którego nie powstydziłby się niejeden mistrz
kuchni. Gdy zaprzęgniemy galaretki do innej pracy i pomogą nam one
zabarwić lub usztywnić inne masy, to właśnie w ten prosty sposób
stworzymy serniki na zimno, domowe ptasie mleczka czy musy owocowe.
Właśnie dzięki prostym deserom z żelatyną (a jak kto lubi, z
agarem) moje dzieciństwo było tak smakowite, kolorowe i proste.
Nawet prosta galaretka z owocami stanowiła idealne „comfort food”,
które potrafiło naprawić zło całego mojego świata. Domyślam
się, że się teraz uśmiechacie do swoich własnych wspomnień z
dzieciństwa. Zatem dziś jedna z najbardziej szalonych i barwnych
wariacji ciasta bez pieczenia czyli galaretkowiec.
Galaretkowiec
z owocami
Niezależnie
czy do masy bazowej użyjemy mleka, jogurtu, mleka skondensowanego,
wody, soku czy tak jak ja, serka homogenizowanego, moim zdaniem
najlepszego z możliwych wariantów. Pamiętaj, że w twojej kuchni
to ty urządzasz, również i smak więc jak masz ochotę to
wykorzystaj napój migdałowy czy kokosowy, przez niektórych zwany
mlekiem, bo kto ci tego zabroni? Ale po kolei. Zazwyczaj wieczorem
przygotowuję trzy lub cztery galaretki w różnych kolorach, takich
na jakie mam ochotę. Można wykorzystać galaretki nazwane
identycznie jak kultowy kiedyś napój dla młodzieży lub takie,
których nazwy i kolory zainspirowały kamienie szlachetne i
półszlachetne. Można też zrobić je samodzielnie. Jeżeli
będziecie mieli ochotę to zrobię wpis z przepisami na domowy
kisiel, budyń i galaretkę, takie bez wykorzystania proszku z
torebki kupionej w sklepie. Przygotowując galaretkę ważne jest to
aby zmniejszyć ilość wody z przepisu o przynajmniej 1/5, tak by
galaretka wyszła bardziej „drżąca” lub jak kto woli „tęższa”.
Zatem jeżeli robisz normalną galaretkę, zamiast pół litra wody
wykorzystaj jej 400ml. Galaretki rozlewam do płaskich naczyń, wtedy
łatwiej będzie pokroić je w kostkę lub dowolny inny kształt.
Następnego dnia kruszę w blenderze 200 gramów herbatników, a gdy
są już zmielone mieszam je z masłem (około 100g). Takim ciastem
wykładam spód tortownicy o średnicy 26 cm (ale można dać ciut
grubiej na mniejszej lub ciut cieniej na większej) i następnie
wkładam tortownicę do lodówki. Teraz rozdrabniam zastygłe
galaretki oraz przygotowuję kilogram homogenizowanego serka
waniliowego, mieszając go z rozrobioną w minimalnej ilości wody
galaretką „diamentową” lub „bezbarwną”, której porcja
powinna wystarczyć normalnie do związania litra wody. „Galaretka”
powinna być wystudzona aby gotowa masa nie rozpuściła nam
kolorowych kryształów, które wyszły nam z innych galaretek. Teraz
wykładam masę serową z kolorowymi galaretkami do tortownicy na
wcześniej zrobiony spód z herbatników i ponownie wstawiam całość
do lodówki. Właściwie w tym momencie można by uznać, że to
wystarczy i deser, jak tylko zastygnie całkowicie, mamy gotowy. Ale
ja lubię na wierzchu dać owoce (na zdjęciach widzicie robione
przeze mnie jesienią owoce ananasa w soku własnym, a nie w syropie
jak kupicie w sklepach). Świeżego ananasa jednak zdecydowanie
odradzam gdyż może uniemożliwić zastyganie galaretek. Deser ten
lubię również z pestkami granatu, brzoskwinią, owocami leśnymi
czy świeżymi listkami mięty. Jak mawiają: Czym chata bogata. Deser zalewam kolejną bezbarwną galaretką, oczywiście
wystudzoną, i ponownie całość wędruje do lodówki aby gdy tylko
zastygnie móc wylądować na stole i cieszyć nasze podniebienia i
zmysł estetyczny.
Ciasto
to zrobi dosłownie każdy. Szczególnie, że nie trzeba go piec.
Jest proste w wykonaniu, choć może trochę czasochłonne. Jednakże
czasochłonność ta to głównie oczekiwanie na zastygnięcie
kolejnych galaretek. Doskonale sprawdzi się jako deser nie tylko dla
domowników, ale również ze względu na wielobarwność a zarazem
lekkość, na pewno przypadnie do gustu naszym gościom. Niestety ma
jedną wadę, znika dużo szybciej niż się je przyrządza. Ale
czemu się tu dziwić? Smacznego!
Michał
Doskonale Cię rozumiem, też chętniej odwołuję się do tego co było...bo było pyszne i każdy umiał to zrobić. A wiesz, że dzisiaj zrobiłam sobie zwykły budyń taki jak kiedyś...ale do brzegu..
OdpowiedzUsuńCiasto cieszy zmysły - radośnie kolorowe i na pewno bajecznie smaczne!
uwielbiam budyń ale właśnie taki jak kiedyś :) te dzisiejsze są jakieś inne niestety :) ale czy lepsze to nie powiem :)
UsuńPożarłabym ją przez ekran, choćbym się miała porzygać :D Uwielbiam takie desery :))
OdpowiedzUsuńja też uwielbiam :D
UsuńU mnie nie wiedzieć czemu ciasto to funkcjonowało jako smietanowiec. Ale to chyba za sprawą proporcji śmietany do galaretki.
OdpowiedzUsuńznam je również i pod ta nazwą :) choć ze względu na to iż można je zrobić z różnych "płynów" nie tylko ze śmietany nazywane jest również galaretkowiec :)
Usuńna deser u mnie zawsze jest miejsce, ewentualnie dwa ;)
OdpowiedzUsuńdwa desery zawsze lepsze niż jeden :D
UsuńNa jakiś kinderbal jak znalazł ;) dzieciaki myślę że byłyby zachwycone takim wyglądem cista :)
OdpowiedzUsuńDo deserów mam słabość:) Bardzo apetyczne ciasto...
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo smacznie. Czasem robię, ale bez wierzchniej warstwy, tylko śmietana i galaretki :)
OdpowiedzUsuń