Uroda to najmniejsza część naszego piękna, mimo iż widoczna na pierwszy rzut oka
Maseczki
to jeden z ważniejszych elementów naszej pielęgnacji. Znane były
już w starożytności, o czym wiemy dzięki papirusowi z Abbas z XVI
w.p.n.e. Zapisany w nim został przepis na maseczkę z wina i chleba
świętojańskiego. Maseczki stosujemy między innymi w celu
intensywnego oczyszczenia ponieważ wzmagają wydzielanie potu,
zmiękczają keratynę oraz zwiększają mikrocyrkulację krwi,
dzięki czemu składniki aktywne mogą intensywniej penetrować w
głąb naszego naskórka. Więcej o samych maseczkach przeczytacie
niebawem TU. Dziś jednak chciałem podzielić się z wami moimi
wątpliwościami związanymi z maseczkami włókninowymi oraz
opowiedzieć ciut więcej o maseczkach błotnych i glinkowych, czyli
jednych z moich ulubionych rodzajów maseczek. Ale po kolei.
Żyjemy
w czasach wszechobecnej “koreizacji” pielęgnacji. Najlepszym
tego przykładem niech będą choćby “szit maski”. Oczywiście
jeżeli spodziewasz się teraz mojego ataku na ten produkt,
zawiedziesz się. Uważam bowiem, że ma on swoje zastosowanie i
czasem warto po niego sięgać. Dlatego nie mam zamiaru ich atakować.
Chciałbym tylko uświadomić kilka interesujących aspektów. A
zacznę może od tego. Włókninowa maseczka nasączona jest
najczęściej kosmetykiem, który już znasz doskonale jako esencję.
Jest to jednak produkt będący niczym innym jak serum. Oczywiście o
tym, że serum to produkt o wysokiej koncentracji składników
aktywnych nie muszę już nikomu mówić. Podobnie jak o tym, iż nie
powinniśmy go stosować ciągle, a bardziej jako kuracje, na
przykład na przełomie wiosny i zimy, aby pozwolić skórze się
zregenerować. Lub też jesienią aby przygotować i wzmocnić naszą
skórę przed zimą. Odnoszę jednak wrażenie, że coraz mniej osób
zdaje sobie jednak sprawę z tego, iż serum (czyli nasza esencja) to
preparat o wodno-żelowej, płynnej konsystencji i formulacji.
Natomiast stężenie składników aktywnych wpływa w nim również
na ciśnienie osmotyczne produktu, które dzięki temu staje się
bardzo zbliżone do ciśnienia osmotycznego naszych płynów
ustrojowych, dzięki czemu składniki aktywne mają ułatwioną
penetrację naskórka. Cud osmozy! Skoro już wiesz czym jest
nasycona nasza maseczka, to teraz zwróć uwagę na kolejny moim
zdaniem warty przemyślenia aspekt. Stosujesz się pewnie jak
większość dziennikarek, blogerek i youtuberek do azjatyckich
kroków pielęgnacji. Zapewne zdarza ci się jednego dnia zastosować
esencję, serum i jeszcze maseczkę z włókninki ociekającą
bogatym składem. Jak myślisz czy takie przeciążenie skóry jest
aby na pewno tak dla niej dobre? Czy aby nie dlatego właśnie staje
się ona bardziej reaktywna, co ty odbierasz jako skórę wrażliwą.
Pamiętaj o jednej bardzo ważnej zasadzie nadgorliwość jest gorsza
od faszyzmu...
Moimi
ulubionymi maseczkami są te wykorzystujące w swoim działaniu
zarówno glinki i błota. Nie zapominajmy o tym, że glinki to jedne
z najstarszych kosmetyków i medykamentów na naszej planecie. Z
powodzeniem znalazły one zastosowania właśnie w pielęgnacji skóry
a także w leczeniu rozmaitych schorzeń dermatologicznych. Swoje
właściwości i barwę zawdzięczają składowi mineralnemu oraz
pewnej właściwości, a mianowicie potrafią one zabierać pewne
niepotrzebne naszemu organizmowi substancje i zastępować je
potrzebnymi. Jednocześnie doskonale absorbując na przykład
tłuszcze z powierzchni naszej skóry. Mówiąc w skrócie,
przyczyniają się detoksykacji organizmu, potrafią łagodzić bóle
stawowe, oczyszczają ujścia gruczołów łojowych oraz działają
przeciwzapalnie. Dlatego właśnie doskonale znajdują się w
pielęgnacji skór trądzikowych. Zaś dzięki dodatkom doskonale
sprawdzają się w pielęgnacji skór suchych, również i tych
dojrzałych. Stosowane w pielęgnacji ciała pomagają zwalczać na
przykład cellulit. Moimi ulubionymi glinkami są te pochodzące z
okolic Syberii, ponieważ charakteryzuje je wyjątkowa zawartość
minerałów.
W
Polsce spokojnie można po nie sięgać dzięki RAPAN Beauty. Firma
korzysta z unikatowych złóż niebieskich oraz żółtych glinek
znajdujących się w okolicy jeziora Ostrovnoye, zwanego morzem
martwym Syberii, gdzie leżą one pod warstwą solanki. Obydwie
glinki są pochodzenia kambryjskiego i mają niebywałe właściwości
a różnią się tylko zawartością minerałów.
Maska
z niebieskiej glinki syberyjskiej zalecana jest szczególnie do
pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej oraz mieszanej. Świetnie
odżywia, odświeża i regeneruje skórę twarzy oraz ciała. Dzięki
mikrocząsteczkom krzemionki sprawdza się również jako peeling.
Warto pamiętać, iż nadaje się ona do pielęgnacji delikatnej
skóry dziecka. Natomiast na Błoto iłowo-siarczkowe zwrócić uwagę
powinni ci, którzy szukają działania antycellulitowego oraz
zmniejszających masę ciała. Wykorzystywać można je zarówno do
okładów jak i jako dodatek do kąpieli. W Rosji błoto to używane
jest w leczeniu egzemy, łuszczycy, chronicznego zapalenia skóry,
czy łojotoku. Ja sięgam po nie ze względu na głębokie
oczyszczanie skóry i minimalizowanie pojawiania się zmarszczek.
Maseczka Niebieska glinka + smocza krew to wyjątkowe połączenie
niebieskiej glinki i smoczej krwi czyli żywicy z drzewa Croton
Lechleri, będącej bogatym źródłem fenoli, fitosteroli i
alkaloidów. Zawiera też taspiny o działaniu przeciwzapalnym oraz
przyspieszającym procesy gojenia, co w efekcie stymuluje odnowę
naskórka i odmładza skórę. W składzie jest też bogaty w
ceramidy olejek z chińskiej cytryny (Yuzu) oraz olej ze słodkich
migdałów. Maseczki te cechują się tym, że można je stosować w
składzie podanym przez producenta, ale można też samodzielnie
wzbogacać je potrzebnymi naszej skórze dodatkami. Warto zwrócić
tu uwagę na to, że ich cena jest bardzo przystępna w stosunku do
ich jakości. Niech was nie zmyli zmiana wyglądu opakowań, to nadal
te same doskonałe glinki.
Dodatkowo
mam dla was rabat w wysokości 25% Wystarczy, że podczas zakupu w
sklepie producenta TU wpiszecie kod URODA. Rabat obowiązuje do końca
lutego.
Michał
Fajna maska, taka błękitna, pasowałaby do koloru moich oczu :D Muszę sobie kupić :)
OdpowiedzUsuńta ze smoczą krwią jest bardzo fajna w działaniu :)
Usuńwyglądają zachęcająco. nie znam tej firmy ani tych maseczek. ja glinek nie lubię, bo mocno mnie uczulają. a już testowałam kilka i ciągle ten sam efekt. ;(
OdpowiedzUsuńCzy ta firma należy do grona profesjonalnych ?
OdpowiedzUsuńZ tego co się orientuję chyba raczej nie mają oferty gabinetowej. Przynajmniej nie trafiłem na takie info by mieli opakowania inne niż detaliczne.
UsuńJesteśmy w Instytucie Urody w Warszawie, na Śląsku w kilku gabinetach, testujemy w Krakowie :) w swojej ofercie posiadamy duże pojemności do salonów razem z przykłądowymi zabiegami :) <3
Usuńkurcze nei znałąm wcześniej tej firmy. Glinki bardzo lubię, więc może po nei sięgnę w przyszłości :D
OdpowiedzUsuńWarto poznać ich ofertę :)
UsuńPolecam, oferta bardzo fajna a produkty rewelacyjne
UsuńUwielbiam glinki, chętnie przyjrze się bliżej asortymentowi tego sklepu 😉
OdpowiedzUsuńUwielbiam te maseczki. Nie przepadam natomiast za tymi w płacie, i nie chodzi nawet o walory pielęgnacyjne...wiesz..po prostu nie lubię czuć tej płachty na buzi. Czasem stosuję ale raczej rzadko. Natomiast w rapankach (tak je nazywam) podoba mi się też efekt delikatnego peelingowania na koniec :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię maseczki z glinkami. Z glinek preferuję białą i różową :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie też kocham wszelkie glinki, błota, algi i inne papki :) Te maseczki też mi wpadły w oko, na pewno skuszę się prędzej czy później!
OdpowiedzUsuń