Dziwna historia kapusty kiszonej, okraszonej miłością i męskim towarzystwem.
Kiszone
ogórki czy kapusta to smaki, które chyba towarzyszą nam prawie od
kołyski. Taka specyfika regionu oraz kulturowe uwarunkowania. A może
po prostu klimatyczno-środowiskowe wpływy na życie i losy
jednostki. Jakkolwiek by tego nie próbować nazwać to polski
„patryjota” wszelkiej maści, z pewnością zna, a do tego
powinien jeszcze i kochać te smaki. Ale ja od zawsze czułem się
częścią większego świata a nie tylko lokalnych czterech ścian.
I to ja wprowadziłem do domu smak dobrze zrobionego i doprawionego
szpinaku. Tym ‘bezsmakowym’ nie karmili mnie rodzice, gdyż nie
przypominam sobie aby go przyrządzali w ogóle, a już na pewno nie wmuszali
go w swoje latorośle. W przedszkolu też nie udało mi się zostać
skażonym wstrętem do bezosobowościowej, niesmacznej bo
nieprzyprawionej breji w kolorze khaki. Zawsze lubiłem poznawać,
smakować i odkrywać smaki, bo jedzenie łączy ludzi, a przy
jedzeniu łatwiej się rozmawia i zaprzyjaźnia. Po prostu łatwiej
się poznać przy stole i w kuchni. Tak też kiedyś pierwszy raz w
życiu trafiłem na smak kimchi. Ta potrawa wywodząca się z Azji, a
właściwie ponoć z Korei — choć znajdziemy jej wariacje i w
Chinach i Japoni i pewnie w wielu innych miejscach na świecie — ma
w sobie coś co mnie ujmuje. Przede wszystkim przez pierwszych
kilkanaście dni codziennie smakuje zdecydowanie inaczej. Jest to
kiszonka, ale nie w naszym rodzimym sposobie rozumienia. U nas
kiszenie wymaga soli lub solanki. Tu starterem procesu, nazywanego
przez niektórych „dziką fermentacją” jest zaczyn będący
formą kisielu ryżowego z cukrem i wieloma innymi przyprawowymi
dodatkami. Zapewne dlatego też kimchi nie jest jednowymiarowe w
swoim smaku. Ale ma też inną cechę, która ujęła mnie w nim
chyba najbardziej. A mianowicie jest ono nie tylko doskonałą
sałatką czyli dodatkiem do obiadu, i to nie tylko tego z ryżem,
ale podobnie jak doskonały rosół, jest zaproszeniem do stworzenia
z niego wielu innych dań, które dzięki niemu zyskują kolejne
wymiary doskonałości. Zabierzmy się więc do dzieła.
Dziko kiszona kapusta pekińska czyli kimchi lekko po mojemu
Dziko kiszona kapusta pekińska czyli kimchi lekko po mojemu
Na
początku zaczynam oczywiście od zaczynu. Do rondelka wlewam
szklankę wody — a jako, że jestem starej daty i za mojej młodości
szklanki miały 250ml pojemności, to tyle właśnie znaczy dla mnie
słowo “szklanka” i nieważne jest, że odmierzam ją kupioną
dawno w Anglii metalową miarką. Rondelek stawiam na ogniu i zanim
zacznie wrzeć woda dodaję do niej 4 łyżki cukru. Może być
trzcinowy, biały a nawet kokosowy jeżeli masz taką ochotę. Wtedy
zaczynam mieszać słodzoną wodę przy pomocy rózgi i dodaję dwie
łyżki mąki ryżowej. Nie kopiaste ale na pewno czubate. Choć jak
dasz kopiaste to też nic złego się nie stanie. Doprowadzam
miksturę do wrzenia i gotuję podobnie jak kisiel, dosłownie kilka
minut. Do gorącego ale już nie gotującego się kleiku ryżowego
dodaję dwie łyżki sosu rybnego. Niektórzy stosują sos ostrygowy
ale dla mnie to już za duża smakowa perwersja. Jeżeli jesteś
vege, zastąp go sosem sojowym i już uzyskałeś przepis dla siebie
idealny. Jeżeli masz paprykę gochugaru i lubisz nie za ostrą
kuchnię, daj jej niepełną szklankę. Jeżeli lubisz bardziej
pikantnie daj dwie. Jeżeli zaś jesteś strażakiem i lubisz wręcz
ogień na talerzu, daj trzy. Ale jeżeli nie masz papryki gochugaru
to można ją zastąpić trzema kopiastymi łyżeczkami słodkiej
papryki mielonej, do tego 3 łyżeczki wędzonej ostrej (również
niech będą kopiaste bo wędzony aromat fajnie odnajduje się w tej
potrawie), dodaj też 2 lub 3 łyżeczki pieprzu cayenne — ty
zdecyduj czy kopiaste czy nie. Te ilości pozwolą ci uzyskać danie
pikantne ale nie za ostre. Teraz czas na 3-5 cm kawałek imbiru oraz
czosnek — a daję jedną główkę. Zetrzyj to do ryżowej
mikstury, zamieszaj dokładnie i odstaw gdzieś na bok. Teraz
zajmiemy się warzywami. Jeżeli to twoje pierwsze w życiu kimchi to
kapustę pekińską (przynajmniej 1-1,5 kg) potnij na ćwiartki a te
ćwiartki na powiedzmy 3 lub 4 kawałki. Ja lubię gdy kapusta jest
rozrywana a nie równo cięta. Ale to tylko moja fanaberia. Jeżeli
robisz kimchi kolejny raz warto przynajmniej część liści zostawić
w całości lub pocięte maksymalnie na połówki. Kapustę solę w
proporcji: 2 łyżeczki soli na pół kilograma kapusty. Dokładnie
mieszam choć nie staram się zbyt mocno ugniatać aby nie miażdżyć
kapusty bez potrzeby. Mniej więcej co pół godziny mieszam ją
delikatnie z wydzielającą się od soli wodą. Robię to dwa lub
trzy razy i dokładnie płuczę w zimnej wodzie również dwa lub
trzy razy. Po ostatnim płukaniu kapustę zostawiam na sicie na jakiś
czas aby dobrze obciekła z wody. W tym czasie obieram i siekam w nie
za wielkie słupki trzy lub cztery marchewki. To samo robię z jedną
białą rzodkwią. Jednego pora, a właściwie jego białą część,
tnę pod skosem a trzy cebulki ze szczypiorem tnę w piórka. W
wielu przepisach warzywa zaleca się wręcz zetrzeć na tarce, ale
moim zdaniem dają one o wiele więcej potrawie gdy są nie tylko
rozpoznawalne ale i dobrze wyczuwalne smaku. Teraz czas już tylko
połączyć zasoloną uprzednio i wypłukaną kapustę pekińską z
warzywami i doprawionym kleikiem a następnie dobrze wszystko
wymieszać razem. Warto przy tym założyć rękawiczki. Uchroni nas
to od paprykowych niespodzianek w postaci koloru skóry czy dostania
się kapsaicyny do oczu. Kimchi przekładamy do jakiegoś pojemnika.
Może to być szklany słój ale równie dobrze może być plastikowy
pojemnik na żywność. W zasadzie jest już gotowe do spożycia i
nie ukrywam, że ja już je trochę podjadam w takiej formie. Ale
najlepsze jest gdy pozwolimy mu postać dobę w temperaturze
pokojowej, a dopiero potem wyniesiemy do chłodnego pomieszczenia lub
wstawimy do lodówki na około dwa tygodnie.
Jak
już wspominałem, kimchi świetnie sprawdza się jako “jarzyna”
czy “sałatka” do dań głównych i to zarówno mięsnych,
rybnych jak i tych vege. Świetnie komponuje się z ryżem. Zapewne
dlatego tak pokochali je Azjaci. Ale ja lubię je jeść
samodzielnie. Czasem jako dodatek do kanapek ale i jako główny
element lub “dosmaczacz” innych dań. Internet jest pełen
przepisów na nie. Dziś, przynajmniej na zdjęciach, pokażę wam
zupę kimchi z boczkiem. To danie zachwyci wielbicieli naszego
kwaśnego kapuśniaku Przepis niebawem znajdzie się TU. Ale kimchi
to również doskonały pomysł na roladki mięsne czy vege. Idealnie
odnajduje się w placuszkach, omletach a nawet w farszach
pierogowych. Jeżeli lubicie jajka na śniadanie, to zachęcam do
spróbowania szakszuki z kimchi. Smacznego!
Michał
Po co ja tu wchodziłam, zgłodniałam :D Wstyd mi się tak obżerać, kiedy jestem u córki :D :D :D
OdpowiedzUsuńW niedzielę w nocy faktycznie lepiej nie zaglądać na moje wpisy :D
Usuńajajaj, ale to smacznie wygląda... aż spróbuję kiedyś zrobić, a co :D
OdpowiedzUsuńale początkowo myślałam, że ta kapusta będzie związana jednak z kosmetykami :D i wyobrażałam sobie jakieś dziwne maski na twarz ;DDD
Kiszonki są zdrowe, wiadomo o tym nie od dziś...
OdpowiedzUsuńAle chciałabym tego spróbować :)
OdpowiedzUsuńYour mode of describing all in this paragraph is truly good, all be capable of simply be
OdpowiedzUsuńaware of it, Thanks a lot.
Oh my goodness! Amazing article dude! Many thanks, However I am going through difficulties with your RSS.
OdpowiedzUsuńI don't know the reason why I can't join it.
Is there anyone else getting identical RSS issues? Anyone who knows the solution can you kindly respond?
Thanks!!
wygląda kusząco i brzmi ciekawie ale ja kiszonek unikać muszę ;/
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na 2019 rok.
Do you mind if I quote a few of your articles as long as I provide credit and sources back to your blog?
OdpowiedzUsuńMy website is in the very same area of interest as yours and my users would genuinely benefit from some of the
information you provide here. Please let me know if this ok with you.
Regards!
Kiszonki na kaca jak znalazł ;) Samo zdrowie
OdpowiedzUsuń