Gdy się jest poetą, potrafi się ugotować zupę nawet z patyka
Na
dworze coraz zimniej i z nieba siąpi deszcz, wracasz wyziębiony do
domu, wchodzisz do kuchni a tam już czeka na ciebie garnek pełen
parującej i rozgrzewającej zupy. Któż o tym nie marzy jesienią
czy zimą? Jest wiele różnych zup na różne pory roku. Jednakże
te jesienne są bardziej esencjonalne, rozgrzewające i mają w sobie
tą szczyptę magii. Są takie smaki, które towarzyszą nam od
dzieciństwa i nie potrafimy się z nimi rozstać przez całe życie.
A ten smak, o którym dziś mówię dodatkowo jest smakiem
nierozerwalnie dobrze komponującym się z jesienią i zimą. W mojej
rodzinie towarzyszył on nam w tych szczególnych momentach
rodzinnych radości i chyba dzięki temu nabrał jeszcze więcej
magii niż inne jesienno-zimowe zupy. Moja mama nauczyła się ją
przyrządzać dzięki babci, która pochodziła z Kujaw i właśnie
dlatego barszcz kujawski znam od dzieciństwa, mimo iż sam pochodzę
ze Śląska. Dzięki temu, że moja rodzina była, jakby nie patrzeć
patchworkowa, od wszystkich babć zyskaliśmy zupełnie odmienne
smaki. A ja w swojej kuchni staram się je łączyć z innymi
smakami, które poznaję przez całe życie. Ale wracając do
barszczu kujawskiego…
barszcz kujawski - zupa lek na wszelkie zło
Najlepszy, moim zdaniem, wychodzi gdy do ugotowania wywaru użyjemy kości ze schabu. Ale równie wyborny choć ciut inny jest taki ugotowany na wędzonych żeberkach. Ja zazwyczaj używam około kilograma kości, które wrzucam do 5-litrowego garnka. Do tego dorzucam sporą porcję włoszczyzny. Im więcej w niej marchwi tym lepiej. Gotuję ją w większych kawałkach i dopiero przed podaniem kroję ją na pasterki. Można jednak od razu pociąć ją w talarki. Dodaję jeszcze dwa liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego i gotuję do momentu aż warzywa będą miękkie. Wtedy to wyławiam kości a włoszczyznę kroję na talarki. Do wywaru dodaję garść suszonego majeranku, który rozcieram w dłoniach. Dodaję też soli i pieprzu do smaku. Na sam koniec dolewam około pół litra soku z kiszonej kapusty i gotuję jeszcze pięć minut. Pamiętam, że w czasach poprzedniego słusznie minionego ustroju w niektórych domach zakwaszono zupę setką octu a ona i tak wychodziła smaczna. Na szczęście już nie ma takiej potrzeby i zupa może być wprost idealna, bardziej naturalna i zdrowa. Zupę podaję zabieloną 30% śmietaną bo wtedy jest najlepsza ale jak ktoś ma ochotę, może użyć innych niepełnych śmietan. Do tego najlepiej pasują kluseczki z tartych ziemniaków. Po prostu bajka.
Najlepszy, moim zdaniem, wychodzi gdy do ugotowania wywaru użyjemy kości ze schabu. Ale równie wyborny choć ciut inny jest taki ugotowany na wędzonych żeberkach. Ja zazwyczaj używam około kilograma kości, które wrzucam do 5-litrowego garnka. Do tego dorzucam sporą porcję włoszczyzny. Im więcej w niej marchwi tym lepiej. Gotuję ją w większych kawałkach i dopiero przed podaniem kroję ją na pasterki. Można jednak od razu pociąć ją w talarki. Dodaję jeszcze dwa liście laurowe, kilka ziaren ziela angielskiego i gotuję do momentu aż warzywa będą miękkie. Wtedy to wyławiam kości a włoszczyznę kroję na talarki. Do wywaru dodaję garść suszonego majeranku, który rozcieram w dłoniach. Dodaję też soli i pieprzu do smaku. Na sam koniec dolewam około pół litra soku z kiszonej kapusty i gotuję jeszcze pięć minut. Pamiętam, że w czasach poprzedniego słusznie minionego ustroju w niektórych domach zakwaszono zupę setką octu a ona i tak wychodziła smaczna. Na szczęście już nie ma takiej potrzeby i zupa może być wprost idealna, bardziej naturalna i zdrowa. Zupę podaję zabieloną 30% śmietaną bo wtedy jest najlepsza ale jak ktoś ma ochotę, może użyć innych niepełnych śmietan. Do tego najlepiej pasują kluseczki z tartych ziemniaków. Po prostu bajka.
Kluseczki
z ziemniaków dla dwóch, trzech osób przygotowuję z około pół
kilograma startych na drobnych oczkach ziemniaków, z których
odciskam nadmiar soku, którego nie wylewam od razu ale pozwalam się
wytrącić z niego krochmalowi, którego dodaję do startych
ziemniaków. Do tego dodaję jajko i jeszcze ze dwie, trzy łyżki
mąki ziemniaczanej. Jej ilość jest zależna od tego jak dobrze
odciśnięty został sok z ziemniaków. Ciasto musi być dość
zwarte aby dało się je nabierać łyżką i nie rozpływało się w
gotującej się wodzie. Kluseczki gotuję w osolonym wrzątku
mniejszymi partiami aby zapobiec sklejaniu się klusek w trakcie
gotowania. Na jedną kluskę wystarcza porcja ciasta wielkości
jednej trzeciej łyżki, którą kładziemy tęże kluskę na
wrzątek. Po kilku minutach od włożenia ich do wody mieszam aby
mieć pewność, że nie przywarły do dna. Gotuję je jeszcze około
10 minut licząc od czasu wypłynięcia ich na powierzchnię. Jeżeli
kluseczki są większe to należy je pogotować trochę dłużej.
Porządna
miska barszczu kujawskiego nie tylko przywołuje uśmiech na twarzy.
Pomaga nam również w podnoszeniu odporności naszego organizmu a to
dzięki bogactwu witamin i mikroelementów zawartemu w soku z
kiszonej kapusty. A zatem... smacznego!
Michał
Wiesz, że nigdy w życiu nie słyszałam o barszczu kujawskim :) u nas trwa hegemonia ukraińskiego, wiadomo ;)
OdpowiedzUsuńukraiński też lubię ukraiński :D a i czerwony na buraczanym zakwasie, ale i biały śląski :D masakra jakie barszcze są dobre :)
UsuńTakie kluski mmm :)
OdpowiedzUsuńsą niesamowite nawet podane tylko ze zrumienioną cebulką :)
UsuńJa tez nie słyszałam o barszczu kujawskim. Lubie eksperymenty w kuchni może spróbuje zrobić.
OdpowiedzUsuńPomidorowa wg. twojego przepisu wszystkim bardzo smakowała :)
Bardzo mnie to cieszy :)
OdpowiedzUsuńA eksperymentowanie w kuchni to fajna zabawa :)
Również nie słyszałam o barszczu kujawskim, ale z pewnością go wypróbuję :) Lubię zupy :) Będzie idealny na ciepły wieczorek w swetrze przed tv ;) Dziękuje i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie znam takiego barszczu, bo pochodzę z Mazowsza, ale mieszkam niedaleko Kujaw, bo na Kaszubach ;P GG
OdpowiedzUsuń