Często ci co dużo pieprzą nie potrafią w ogóle dosolić
Nie
zrozumcie mnie źle, bo kocham jesień za naprawdę wiele jej
aspektów. Nawet za deszcz. Ale od kilku dni jest mi źle, bo to
czego nie lubię to gdy inna pora roku ubiera się w nie swoją
pogodę. Dlatego nie lubię śniegu jesienią czy wiosną, deszczu
zimą… ale najbardziej nie lubię, gdy lato które i tak nas nie
rozpieszczało tego roku, jeszcze prawie na miesiąc przed swoim
zakończeniem zachowuje się jak późna jesień. Tyle że jeszcze na
drzewach są owoce i liście. I choć jeszcze mimo aury chadzam po
dworze w japonkach. Ale zdarza mi się to jeszcze do końca
października, w dodatku nie tylko w najcieplejsze dni. Jednakże
powoli muszę już sięgać po jesienne sposoby na rozgrzanie się.
Zatem odkurzyłem duży imbryk na herbatę, którego latem nie
używam. Zaopatrzyłem spiżarnię w tabliczki gorzkiej czekolady i
słodkie pianki aby tworzyć z nich gorącą czekoladę na zimne
wieczory. Przeprosiłem się też z zupami, które nie powinny już
orzeźwiać jak te letnie, ale już muszą rozgrzewać i przywracać
dobre samopoczucie swoją magią. Bardzo często słyszę, że zupa
jest jak miłość gdyż odgrzewana już tak nie smakuje. No cóż.
Widać mówią to ci, którzy miłości nie znają poza zakochaniem,
a i zup chyba jednakowoż nie lubią. Bo niewiele jest takich zup,
które nie smakują lepiej następnego dnia kiedy to wszelkie smaki
się przegryzą między sobą. Jak dla mnie, tylko rosół jest
doskonały tuż po ugotowaniu, ale następnego dnia już musi stać
się bazą innej zupy. W przypadku zupy kokosowej, która doskonała
jest zaraz po ugotowaniu, jest jak z prawdziwa miłością. Bowiem
następnego dnia — o ile coś zostanie oczywiście — jej smak
jest pełniejszy, bogatszy i głębszy. Dokładnie tak jak miłość,
która już od lat trwa i dojrzewa wraz z kochankami.
Zupa
kokosowa z kurczakiem
Przygotowanie
mojej zupy kokosowej rozpoczynam od rozgrzania patelni i wrzucenia na
nią dwóch łyżek klarowanego masła lub oleju z pestek winogron i
„podsmażeniu” na nim dwóch łyżeczek czerwonej pasty curry
oraz pociętego w grube plastry kawałka imbiru. Nie daję go więcej
niż 10 plastrów o grubości około 3 mm. Do tego najlepiej jedną
lub dwie łyżeczki suszonej lub jedną świeżą trawę cytrynową,
która wcześniej lekko zgniatam i tnę na mniejsze kawałki.
Przyprawy te smażę nie dłużej niż 3 minuty i zalewam je 400 ml
bulionu i łyżeczką melasy lub cukru (na przykład palmowego).
Bulion może być warzywny, może być mięsny, zależy od tego co
mamy pod ręką lub na jaki mamy aktualnie ochotę. Ważne jest aby
był esencjonalny. Od razu dodaję do niego kilka mrożonych liści
limonki kaffir, którym wcześniej oderwałem ogonki i nerw główny.
Jeżeli mam świeże to oczywiście daję świeże. Czas na nadanie
naszej zupie mocy grzewczej. Osobiście najczęściej używam w tym
celu sambal oelek, lub innej wersji ostrych papryczek chilli np.
świeżych. Ostrość każdy ustala sam na swoim ulubionym poziomie.
Bulion z przyprawami gotuję 15 przez minut. Jako, że nie przepadam
za mięsem z piersi z kurczaka, jest dla mnie po prostu zbyt suche i
bez wyrazu, do mojej zupy używam mięsa z wyfiletowanych udek
“kurzęcych” – taką to nazwę ostatnio widziałem na bazarze.
A zatem około 400 gram mięsa z udek — jak dasz więcej lub mniej
to nic złego się nie wydarzy – kroję w dosłownie jednokęskowe
kawałki. Ale nie drobniej. Odławiam imbir i trawę cytrynową z
bulionu i dopiero wtedy gotuję w nim kurczaka. Po kilku minutach
dodaję pokrojoną w paski czerwoną i żółtą paprykę oraz
cukinię. Z cukinii wcześniej usuwam tylko nasiona, nawet z takiej
bardzo młodej, pozostawiając jednak skórkę. Dodaję też
pokrojone niezbyt cienkie paski boczniaki. Nie ma większego
znaczenia ile dacie grzybów czy cukinii. Lubicie dużo? Dajcie 250
gram grzyba i całą cukinię. Nie lubicie? Zamieńcie na inne
warzywa, na przykład zestaw do chińszczyzny. Czym chata bogata lub
co kto lubi. Nie chcecie kurczaka? Zamieńcie go na krewetki lub
rybę. Ale pamiętajcie wtedy aby nie gotować ich zbyt długo. No i
dodajcie je raczej pod koniec gotowania. Gdy wszystko mamy już w
garnku dodajemy jeszcze 400 ml mleka kokosowego, zagotowujemy… i
gotowe!
Zupa
jest smaczniejsza po zakwaszeniu. Ale tą czynność pozostawiam już
jedzącym, dając każdemu po kawałku limonki obok talerza. Jak dla
mnie jest to bardzo sycące, wręcz treściwe danie o przyjemnym, nie
za ciężkim smaku. Ale co ważne, doskonale nadaje się aby w
pochmurny, zimny i mokry wieczór poprawić sobie nastrój i przy
okazji się rozgrzać.
Michał
Ale mi narobiłeś smaka :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zupy wszelkiego rodzaju. Twoja prezentuje się wybornie :)
OdpowiedzUsuńAleż smakowicie się prezentuje :) Uwielbiam zupy z dodatkiem imbiru :) Muszę koniecznie spróbować odtworzyć :)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię takie smaki :) Zupę kokosową robię bardzo podobnie :)
OdpowiedzUsuńApetycznie to wygląda <3
OdpowiedzUsuńJadłam, lubię, nie robiłam sama jeszcze.
OdpowiedzUsuńTeż jestem zła na tegoroczne lato.. beznadzieja! Ogólnie to wolę się 2 razy spocić niż raz zmarznąć :P Ja sama jestem tego zdania że dobrze przyrządzona potrawa nie tylko zupa, na drugi dzień smakuje lepiej. No chyba że mamy już upieczonego kotleta to się czasami robi suchy :P ale zupy? mm uwielbiam! Kokosowej nie jadłam, natomiast przepyszna jest czosnkowa ( o dziwo nie zabijasz oddechem później, mimo że w klasycznych wersjach jest kilka ząbków a ja daję kilka główek :D ) Ten przepis chętnie wykorzystam, z rozgrzewających zup uwielbiam, paprykową, kukurydzianą i dyniową :)
OdpowiedzUsuńSlinka cieknie od samego patrzenia. Fajnie ze zamiast kurczaka mozna dac rybę. Koniecznie musze wypróbować.
OdpowiedzUsuńGłodna się zrobiłam, właśnie przypomniałam sobie że zapomniałam o kolacji :D
OdpowiedzUsuńThis site was... how do you say it? Relevant!!
OdpowiedzUsuńFinally I have found something that helped me.
Thanks a lot!
Wygląda pysznie, lubię zupy z nutą kokosa :)
OdpowiedzUsuńPogoda przestała mnie zaskakiwać, chyba coś niepokojącego dzieje się z klimatem...
Nie jadłam :)
OdpowiedzUsuń