Zimowe tiramisu
Nie wiem czy i wy tak macie, ale dla mnie późna
jesień i zima, a co za tym idzie również okres Świąt Bożego
Narodzenia to czas przypraw korzennych i miodu. Jedno i drugie
znajdziemy w pierniku. Właśnie w tym czasie chętniej sięgam po
słodsze desery i robię je częściej. Zwłaszcza, że w tym czasie
drzwi mojego domu są chętniej otwierane przez gości. Oczywiście
nie byłbym sobą gdybym nie lubił bawić się smakiem
przygotowywanych przeze mnie smakołyków. Dokładnie tak samo było
w przypadku gdy kilka lat temu właśnie w grudniu pierwszy raz
zamiast biszkoptów i kawy do zrobienia mojego tiramisu wykorzystałem
pierniki. Potem z czasem dopieściłem jeszcze kilka elementów i już
mogę się cieszyć moim ulubionym zimowym deserem. Moje zimowe
tiramisu zawsze zaczynam od kogla-mogla, ale jeżeli nie macie ochoty
lub boicie się tego elementu – bo z surowych jaj, a więc i
salmonella – możecie zrezygnować z tej części przepisu a i tak
wyjdzie z tego krem doskonały. Choć wystarczy dobrze wyszorować i
sparzyć skorupki jaj i już po strachu.
Do makutry lub tzw. donicy wbijam 3 żółtka, na
każde z nich daję 2 niezbyt kopiaste łyżki cukru – może być
biały, może być trzcinowy, ale dobrze smakuje też i z kokosowym.
Nie masz donicy i pałki drewnianej? Zrób to mikserem i po kłopocie.
Teraz ucieram kogel-mogel aż będzie puszysty, wręcz „biały” i
nie będzie w nim już czuć nawet najmniejszej drobinki cukru.
Następnie do masy stopniowo dodaję po łyżce sera mascarpone. Do
całego deseru zużywam go 250gram. Ubijam szklankę porządnej,
tłustej śmietany i delikatnie mieszam ją z masą jajeczno-serową.
Robię to tak aby stracić jak najmniej powietrza, które uwięzione
zostało w śmietanie. Na koniec do masy dodaję ćwierć łyżeczki
przyprawy do pierników, ale nie jest to wcale konieczne. Na dno
pucharka lub szklanki, w której będę podawał mój deser, daję
łyżkę lub dwie masy. Na niej umieszczam pokruszone pierniki.
Czasem jeden, czasem dwa. To zależy od tego jak duże porcje deseru
robię. Czas na łyżkę dobrego ajerkoniaku. To w wersji dla
dorosłych. A dla naszych milusińskich może być na przykład sos
czekoladowy. Na to kolejna porcja kremu, pokruszony piernik,
ajerkoniak i na koniec znów krem. Wierzch deseru zdobię małym
pierniczkiem i obsypuję czekoladą lub po prostu przyprawą do
piernika. W przypadku przyprawy należy uważać aby nie przesadzić.
Na koniec desery wkładam na kilka godzin do lodówki i... uważnie
obserwuję rodzinę – żeby desery nie zniknęły zbyt wcześnie.
Ten prosty w sumie deser sprawi, że zimowe
wieczory nabiorą o wiele przyjemniejszego wymiaru. Doskonale
przydaje się podczas świątecznych zjazdów rodzinnych czy po
prostu jako nietypowy deser świąteczny. Pamiętajcie by w kuchni
doskonale się bawić oraz o fakcie desery dość łatwo pomagają
nam rozpalić nie tylko wieczory ale i noce...
Michał
Wygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam przepis i stwierdziłam, że to jednak dla mnie za trudne :) Ale wygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie moje smaki mniam !
OdpowiedzUsuńPrzepis faktycznie prościutki, a zdjęcia baaajeczne. Jadłabym prosto z ekranu :)
OdpowiedzUsuńmniam!!!!!!!!! muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńOjejuniu, zaśliniałam się jak niemowlak - prezentuje się WYŚMIENICIE :)
OdpowiedzUsuńNigdy mi nie wychodzi, choć uwielbiam
OdpowiedzUsuń