Ambasadorski spleen
Bycie ambasadorem to wielki zaszczyt.
Reprezentujesz kraj, firmę, markę, ideę. Świadczysz tym samym o
jakości, doskonałości i o wysokich standardach. Ręczysz za to
swoją twarzą, czasem ciałem a już na pewno nazwiskiem. Brylując
w towarzystwie wręcz całym sobą opowiadasz na przykład o tym
jaka ważna idea przyświeca akcji, której stałeś się żywą
reklamą. To naprawdę bardzo dużo obowiązków. Wymaga się od
ciebie nienagannych manier, uważania na to aby nie popełnić faux
pas i nie pokazywania z produktem konkurencji. Trzeba zawsze być bez
zarzutu. I reklamuj, opowiadaj, pokazuj, zachęcaj wszystkim co
robisz – jesteś w końcu AMBASADOREM! Masz z tego również
korzyść. Może kasę, może darmowy zapas produktu marki, której
użyczyłeś siebie jako żywą reklamę. Może być też sława oraz
rozgłos w mediach. Pokazujesz się na czerwonych dywanach, bywasz na
eventach, dajesz się fotografować „z zaskoczenia” na ściance z
logiem sponsora. A pieniądze i propozycje współpracy lecą do
Ciebie z każdej strony. Po prostu pełen „fejm”.
W obecnych czasach, dzięki firmom PR-owym, bycie
ambasadorem jakby się trochę zdenominowało. Znaczy się nadal masz
być zachwycony, opowiadać na lewo i prawo jakich to świetnych i
doskonałych produktów używasz i że wszyscy powinni ich
wypróbować... i nadal jest sława. Ale jaki ambasador taka sława.
Tak to już jest, niestety. Teraz firmy reklamowe oczekują , że
„ambasador” ma opowiadać o produkcie swoim znajomym, pisać o
nim na blogu, opiniować na forach, stronach i gdzie tylko jeszcze
zażyczy sobie sponsor. Na wykonanie swoich zadań „ambasador” ma
oczywiście czas. Nie za dużo bo wszyscy mają terminy „na
wczoraj”. No ale nie jest przecież tak źle. „Ambasador” nadal
coś dostaje za wypełnianie swoich obowiązków. A to opakowanie
proszku jeżeli akurat to trzeba wypromować. Kilka saszetek zupek
do zalania wodą, gotowych w 5 minut. „Ambasador” nie może
pracować będąc głodnym. Żel pod prysznic za około 9 złotych.
Czysty ambasador to dobry ambasador! A jak ambasador ma szczęście
to i flaszkę wódki dostanie na poprawę humoru. No pełna klasa,
Panowie!
Ja to chyba jednak staroświecki jestem i nie
ukrywam, że marzy mi się bycie ambasadorem jakiejś wyjątkowej
marki – bo przecież, nie ukrywajmy, jestem wyjątkowym
człowiekiem. Ale jeżeli mam być żywą reklamą uważającą na
każdym kroku czy wypełniłem już napięty czasowo i sztywno
ograniczony punktami umowy plan, za flaszkę wódki, to chyba
podziękuję. Stać mnie aby ją sobie kupić. A jeżeli jest
naprawdę taka wyjątkowa to i tak powiem o niej znajomym lub po
prostu ich nią poczęstuję. Ale nie pozwolę sobie być reklamą
czy całodobowym billboardem za jałmużnę. Jeżeli firma chce
rzetelnej reklamy to i zapłacić powinna za nią równie rzetelnie.
Bo nie jest powiedziane, że może za jakiś czas marka będzie
znaczyła tyle co jej „ambasadorzy”.
Michał
Michal należy Ci się Nobel za ten post. Naprawdę, bardziej celnie nie da się tego określić. :)
OdpowiedzUsuńOstatnio jedna marka tak mnie zirytowała propozycją bycia ich "ambasadorem" że musiałem to napisać :)
UsuńPodpisuję się pod tym Noblem :) Przerażające jak wielu sprzedajnych na każdym kroku. Tfuuu nawet nie sprzedajnych, a rozdawajnych :)
UsuńDzięki :) Mnie też to przeraża :)
UsuńTeż dostawałam masę maili, ale żele to ja kupie sobie sama, te które sama wybiorę i nie będę musiała się gimnastykować z opowieściami, jakie to one są dobre. :D
UsuńIdealnie podsumowane i napisane. Lepiej tego ująć bym nie ujęła ;)
OdpowiedzUsuń:) dzięki :)
UsuńAż się boję pomyśleć która firma tak bardzo Ci podpadła :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zostałam "ambasadorką" LPM...ale powiem Ci, że śmieszy mnie trochę ta cała akcja. Wysłali 2 żele (fakt, cudnie opakowane i w ogóle) a do tego całą masę próbek, do rozdania znajomym. Co więcej, trzeba z tego rozdawania pisać RAPORTY. Oczywiście, jeśli tego nie zrobisz to nikt Cię za to ścigał nie będzie, ale jak dla mnie to za dużo zachodu jak na 2 żele. Akcja jest całkiem fajnie zorganizowana, no ale uważam, że lepszym pomysłem byłoby np. wybrać 10 osób i zeczywiście w nie ZAINWESTOWAĆ, a nie wybierać powiedzmy 1000 i każdej z nich dać żel. Bo wiadomo, że więcej niż 2/3 z tych osób nawet nie wyśle ani jednego raportu, a paczki sprzedadzą na allegro :P Zdecydowanie lepiej pod tym względem współpracuje mi się z Shiny Boxem :)
Dokładnie, oczekiwania mają spore, ale sami od siebie tak naprawdę nie dają aż tak wiele. Dodadzą więc magiczne słowo, "Ambasador marki" i już jest magia :D
UsuńNa początku chciałam wziąć udział w tej akcji, jednak później gdy zapoznalam się z regulaminem czar prysł.
UsuńSzczerze mówiąc coraz rzadziej podejmuje wspolprace a to dlatego że firmy mają jakieś wyimaginowane oczekiwania.
Ja ambasadorką nie zostałam jeszcze jak do tej pory, zaczęłam startować do bycia ambasadorką opisywanej przez moją przedmówczynię LPM, ale jak sobie pomyślałam o tym, że dostanę żel, a będę musiała o tym wszędzie opowiadać to trochę mi się odechciało, bo nie ukrywajmy, ale to zajmuje jednak dużo czasu, a jeśli jeszcze trzeba pisać raporty z rozdawania próbek to ja dziękuję... Ale powiem Ci, że mnie też ostatnio podpadła jedna firma i to bardzo mocno, choć swojej goryczy nie wylałam na blogu to duszę ją w sobie i jak wybuchnę to nie wiem, jak się to skończy :P tak oto się trochę wyżaliłam. Pozdrawiam Cię serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńLPM mimo ciekawych oczekiwań - w porównaniu do tego co oferuje w zamian - to jeszcze pikuś. Mnie zirytowało jak nachalnie jedna marka zachęcała mnie do bycia ambasadorem właśnie za dosłowną flaszkę. Chyba nadal nie zebrali pełnej grupy chętnych bo nadal mi piszą, że dają mi jeszcze jedną szansą. I żebym wziął jak to pięknie do mnie napisano "udział w rekrutacji na to zacne "stanowisko" musisz..."
UsuńZ jakiegoś powodu blogerów wciąż ma sięe za frajerów;).
OdpowiedzUsuńciekawe z jakiego :D
UsuńOj bycie ambasadorem marki zrobiło się bardzo przereklamowane. Jak słyszę od jednej czy drugiej, co się nawet sama nie potrafi wymalować, że jest "ambasadorką" popularnej marki kosmetyków kolorowych to nie wiem czy się śmiać czy płakać :P
OdpowiedzUsuńTen post zdecydowanie powinien trafić do jak największej ilości osób :) Zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńŚwięta racja, ja już postanowiłam, że jeśli ambasadorowanie ma być takie, jak w tej chwili (czyt. darmowa reklama) to ja dziękuję bardzo. Trzymam się z daleka od takich inicjatyw!
OdpowiedzUsuńBardzo trafny i genialnie napisany tekst. Co do LPM i akcji ambasadorskiej nieco jestem rozczarowana, bo o ile fajnie, że wiel eosób może wziąć udział (czyt. Skorzystac) to spoko, ale raz, że wtedy to powinno byc testami, a nie programem ambasadorskim, a dwa, że to po prostu tania siła robocza w zakresie reklamy.
OdpowiedzUsuńNie będę tu pisać, że jestem cudowna jak woda z Lichenia i nie wchodzę w taki szajs, bo wielu z nas się takie historie przydarzyły. Dobrym przykładem będzie tu facebookowa lista szczęśliwców, którzy mieli jako pierwsi poznać nowe arganowe masła do ciała - myślę, że wiadomo jakiej marki ;-) 50 ml produktu pachnącego emerytką w zatłoczonym busie do zrecenzowania w wakacyjnym okresie, ba, niektórzy nawet produltu nie dostali, ale bodajże wtedy też ambasadorami nas ogłosili. Gratuluję PR!
i koło się zamyka :(
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Trzeba się szanować, bo jak my sami siebie nie uszanujemy, to nikt inny też nie będzie nas należycie postrzegał i traktował. Co raz więcej kampanii, w których bycie ambasadorem marki, to jakaś kpina. Tak Michale, jesteś absolutnie wyjątkowy i zasługujesz na lepsze :-)
OdpowiedzUsuń